Środa 23/10/2013
Jechałem dziś na bieżnię z zamiarem spokojnego biegu. W poniedziałek o czym pisałem w poprzednim poście dałem sobie porządnie w tyłek i dziś chciałem pobiec spokojnym tempem w granicach 6:30 min/km. Plany spełzły na niczym o czym przekonałem się już po pierwszym kilometrze, który przebiegłem w 6:16 min. Pomyślałem że muszę zwolnić i tak zrobiłem.Przynajmniej tak mi sięwydawało. Okazało się jednak, że drugi kilometr przebiegłem jeszcze szybciej - w 6:02! Podobna historia miała miejsce na kilometrze numer trzy. Wydawało mi się że teraz to już na pewno zwolniłem i czas będzie taki jak zakładałem. Mhm, figa! Endomondowy głos kobiecy poinformował że ten kilometr przebiegłem w 5:52 min! Kurde, jeszcze tak nie miałem, że biegnę wolniej przynajmniej tak mi się wydawało, a faktycznie biegnę szybciej! Przyznam - ciekawe doświadczenie. Uzupełnie jeszcze, że czwarty i piąty kilometr przebiegłem w tempie 6:08 i 6:06 min/km.
Dziś nawaliło mi radyjko i niestety większość biegu musiałem spędzić w ciszy, co jakiś czas słysząc osiągnięte co kilometr rezultaty. Wolę mimo wszystko cisnąć z muzyką. Dziś technika zawiodła a ja chyba nie :)
W ciągu 35 minut przebiegłem 5 km i 740 m, w średnim tempie 6:06 min/km. Spaliłem 776 kalorii czyli całkiem nieźle. Czwartek to dzień bieganie free. W piątek z kolei 20 minut i sprawnościówka, która mnie już drażni (o tym już chyba pisałem). Na bieżni cisza, spokój. Zupełnie inaczej anżeli przedwcozraj.
Łącznie przebiegłem: 417 km i 690 m.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz