Poniedziałek 11/11/2013
Z racji Święta Niepodległości, postanowiłem, że mój dzisiejszy poranny trening będzie takim moim prywatnym, małym Biegiem Niepodległości. A co :) Swoją drogą fajny zbieg okoliczności - 11 listopada rozpocząłem jedenasty tydzień planu :) Nie bez obaw jechałem na bieżnię. Trochę bałem się o swój organizm - czy wytrzyma, czy przebiegnę wyznaczone 35 minut? Po wczorajszym biegu pustego żołądka, zarzuciłem na najważniejszy posiłek dnia odpowiednie paliwko, odczekałem co by się wszystko odpowiednio ułożyło i ruszyłem. Na bieżni oczywiście rozgrzewka, lokalizacja satelit i wybór odpowiedniej muzyki. Podobnie jak wczoraj, towarzyszyła mi twórczość Deep Purple. Wszystko gotowe, można zaczynać! Ruszyłem, wydawać by się mogło, spokojnie i powoli. Pierwszy kilometr w czasie 5:48 min. Myślę sobie "Seba trochę za szybko, zwolnij". Zwolniłem. Tak przynajmniej mi się wydawało. Drugi kilometr przebiegam w 5:51 min. No to zwolniłem, nie ma co! Oddech równy, nogi chcą nieść - wszystko gra. Znów chcę zwolnić, próbuję a co wychodzi? Najszybszy kilometr dzisiejszego biegu: 5:43 min. Co jest? Znów mam syndrom "zwolnienia przez przyspieszenie"?! Nic z tego już nie łapię. Biegnę dalej. Czwarty kilometr to czas 5:46 min. Wolniej aż o 3 sekundy. Szał! Nie tak być nie może. Postanawiam naprawdę zwolnić. Teraz wydaje mi się, że nie biegnę a idę, maszeruję. Czas piątego kilometra to 6:08. No w końcu udało się! Czas taki jak chciałem, tylko dlaczego dopiero 5 kilometr? Resztę czasu wykorzystałem na "finiszowanie" i po prostu zacząłem biec szybciej, ale oczywiście w granicach rozsądku, tak by się nie "przepompować". Ostatecznie w ciągu 35 minut przebiegłem 5 km i 940 m oraz spaliłem 782 kcal. Do tego jeszcze trzy serie sprawnościówki i dzień można uznać za zaliczony. Jutro wolne :)
Łącznie przebiegłem: 462 km i 940 m.
P.S. Gratulacje dla Wszystkich uczestników rozmaitych Biegów Niepodległości. Jak zdrówko pozwoli, może i ja w roku przyszłym na którymś biegu wystartuję :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz