Ale za to niedziela :)
Po piątkowym, dość ciężkim (ze względu na przerwę świąteczno - przeziębieniową) treningu obiecałem sobie, że niedzielne wybieganie będzie długie, spokojne i wyjątkowe. Z takim też zamiarem ruszyłem "w miasto". Tak, po ostatnich przebojach z sygnałem GPS na bieżni wróciłem na miejskie szlaki biegowe. GPS załapał tuż po wyjściu z klatki schodowej i można było ruszać. Pobiegłem ulicą Pabianicką i dalej al Włókniarzy i Al. Wyszyńskiego do "obwodnicy" Ludwikowa :). Tam pierwotnie zamierzałem zrobić dwa kółeczka,ale ostatecznie skończyło się na jednej pętli i pomknąłem dalej wzdłuż Al. Wyszyńskiego. Na światłach postanowiłem, że kawałek pobiegnę w prawo do przejścia dla pieszych. Tam zawróciłem i pobiegłem w kierunku Binkowa. Odcinek rewelacyjny, cały czas z góreczki więc można było odsapnąć i złapać trochę mocy przed podbiegiem, który czekał na mnie na Staszica. Na wysokości Kauflanda znów z góreczki i tak aż do kolejnego marketu :) Potem światła, znów prosta i skręcam w ul. Sienkiewicza. Miałem dość sporo sił i energii i szkoda mi było kończyć tak fajny bieg. Postanowiłem, że polecę sobie jeszcze trochę, tak do 15 kilometrów. Na światłach skręcam w Piłsudskiego i biegnę dalej. Następnie Kwiatowa, potem w prawo w 1-go Maja i pytanie "w lewo czy w prawo do domu?" Skręcam w lewo i biegnę 9-go Maja. Na rondzie kieruję swój już nieco wolniejszy biegowy krok w kierunku ulicy Czaplinieckiej i biegnę do skrzyżowania z al. Włókniarzy. Tam zawracam i śmiagam znów do ronda. W głowie kolejne pytanie: " gdzie teraz?". Na rondzie skecam w lewo i znów ulicą 9-go Maja toczę się w kierunku domu. Niestety tam ma miesce coś, czego się nie spodziewałem. Otóż w sobie tylko znany sposób nacisnąłem koniec treningu :( Niestety uświadamiam sobie ten fakt dopiero na Placu Narutowicza. Coż było począć - trening zakończyłem z wynikiem 13 km 530 m a plan zakładał 15 km. Włączam przycisk start i lecę dalej. Do przebiegnęcia mam prawie 1,5 km więc postanawiam pobiec Piłsudskiego, Sienkiewicza, Pabianicką, Bawełnianą i Fabryczną, gdzie bieg ma swój koniec. Licznik wskazuje 1 km i 700 m. Łączny (zarejestrowany) przebieg to 15 km i 240 m.
Przyznam szczerze, dałem sobie nieźle w kość. Tempo może i takie sobie, ale inaczej biegnie się na bieżni a inaczej po bruku. Sił jednak nie miałem by móc coś skrobnąć, dlatego relacja z biegania jest dziś :)
W kwestii wyjaśnienia - nie wiem jakim cudem, Mundek zaliczył mi 3:48 na szóstym kilometrze. To oczywiście totalna bzdura, chociaż nie ukrywam, chciałbym kiedyś móc pobiec z taką średnią :P
Łącznie przebiegłem: 594 km i 190 m. Nie wiem czy uda mi się złamać 600 km w tym roku. Chciałbym, ale nic na siłę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz