Nie poddam się!
Co robi statystyczny polak/polka w styczniowy wieczór, gdy temperatura oscyluje w granicach minus 7 a chodniki przypominają tor do łyżwiarstwa szybkiego? Odpowiedzi może być wiele, ale zdecydowana większość zapewne zwyczajnie przebywa w swoich (bądź nie) domach. Pewnie i ja bym podobnie spędził czas gdyby nie pewien fakt - lubię biegać. To właśnie bieganie spowodowało, że kilka minut po godzinie 19 odziałem swój biegowy uniform i ruszyłem potruchtać. Było to moje drugie podejście w tym tygodniu. Plan zakładał bieg w poniedziałek ale niestety, nie dało się. Oblodzenie wszystkiego i wszędzie skutecznie pozbawiło mnie przyjemności aktywności (cóż za rym) fizycznej. Nie dałem jednak za wygraną i pojechałem na "moją" bieżnie wierząc, że tam da się delikatnie pobiegać. Nie dało się. Przepiękna tafla lodu przykryła pomarańczowy owal i jedyne co mogłem zrobić to wrócić do domu. Wracając jednak do dzisiejszego biegania. O 19:31 rozpocząłem bieg i przy okazji szukanie idealnego (najmniej oblodzonego) szlaku. Szukać daleko nie musiałem, bowiem wybrałem najprostsze rozwiązanie - bieg przy centrum (prawie). Trzy rundy wzdłuż ulic Kościuszki, 9-go Maja, Czaplinieckiej i Mielczarskiego skutecznie zaspokoiły mój dzisiejszy plan. Telefon padł po 1 km i 310 m co mnie specjalnie nie zdziwiło ani zasmuciło. Pocieszam się, że prawdopodobnie moje męki telefoniczne wkrótce się skończą :) Dzisiejszy dystans to 5 km i 860 m, w czasie zapewne powyżej 30 minut a więc plan na dziś wykonany. W domu trzy serie sprawnościówki, rozciąganie i koniec. Nie poddałem się, pogoda mnie nie złamała, biegnę dalej!
Łącznie przebiegłem ok. 660 km :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz