Niedzielne lodowisko
Uwielbiam niedzielne biegi. Nie dość, że mogę sobie dłużej niż w dni powszednie pobiegać, to jeszcze biegam przed południem, kiedy otoczenie leniwie budzi się do życia. Dziś bardzo leniwie budziła się odwilż. Tuż po wyjściu z domu niemiła niespodzianka - na chodniku spora warstwa lodu i obiegu nie ma mowy. Nic to, kieruję swe kroki ku ulicy Pabianickiej. Tam jest całkiem przyzwoicie i mogę ruszać. Pabianicka, Kościuszki i 9-go Maja całkiem przyzwoite (mowa oczywiście o chodnikach). Dość duży problem pojawia się na ulicy Wojska Polskiego. Od ronda do w kierunku Przytorza ogromna, lodowa masakra. Chodniki pokryte lodem i o biegu mowy nie ma. Ratuje się pokrytymi śniegiem trawnikami i jakoś człapię. Niestety, skuteczna jest jedynie utrata rytmu. Coś trzeba z tym zrobić! NA wysokości pierwszego wejścia na targowisko odbijam w prawo i biegnę po wydeptanej w śniegu ścieżce w kierunku osiedlowej uliczki. Właśnie osiedlowymi uliczkami przebiegam niemal całe Dolnośląskie i dobiegam do ronda na al. Wyszyńskiego. Dalej "obwodnica" Ludwikowa na której robię dwie rundki. Szczerze mówiąc, był to całkiem przyjemny odcinek. Było na nim co prawda trochę lodu, ale nie przeszkadzał tak mocno jak na Wojska Polskiego. Kolejne kroki kieruję znów na osiedle Dolnośląskie i kieruję się w stronę McDonaldsa. Tam tradycyjne pytanie - Lipowa czy Włókniarzy? Wybieram tę drugą opcję i cisnę przy dość ruchliwej dziś drodze. Na światłach skręcam w prawo i powoli zbliżam się do końca biegu. Końcówka trasy to ulice Mielczarskiego, Pabianicka, Bawełniana i Fabryczna. Zegar wybija 10 km, ja przebiegam jeszcze kilka metrów i można Mundka wyłączyć. Plan wykonany! 10 km i 110 m przebiegnięte, 1307 kalorii spalonych, jest ok! Teraz czeka mnie tzw. tydzień "wypoczynkowy" czyli dwa biegi w tygodniu. Nie żebym się skarżył, ale przyda mi się taki tydzień. Kolejny meldunek we wtorek :)
Łącznie przebiegłem ponad 706 km (kolejna setka za mną - tysiączek tuż, tuż)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz