Środowy wieczór a więc czas odziać biegowy uniform i ruszyć na bieżnię by trochę potruchtać. Wszystko zdaje siębyć jasne i klarowne, jednak jakoś nie mogę się zebrać. Nie wiem czy mam już przesyt czy po prostu złapał mnie leń? Nie daję jednak za wygraną i śmigam na Przytorze. Dwa rozgrzewkowe kółeczka, zestaw ćwiczeń i można ruszać. Rozpoczynam tradycyjnie, wolno i spokojnie. Pogoda fajna, cisza spokój... niestety nie do końca. Za ogrodzeniem od strony lasu trwa jakieś "spotkanie towarzyskie". Nie, nie mam nic przeciwko takim spotkaniom, też byłem kiedyś młody (dalej jestem :P). Nie mogę jednak zrozumieć zachowania idioty który zza ogrodzenia rzuca szklaną butelkę na boisko przy bieżni przy ogólnym zachwycie współbiesiadników. Że niby to ma być fajne i komuś zaimponować? Gratuluję ułańskiej fantazji i kultury osobistej... Przyznam, że trochę zacząłem się obawiać, czy kolejna butelka nie wyląduje na mojej głowie. Wiadomo co może takiemu do łba strzelić? Incydent ów miał miejsce gdy byłem już po 4 kilometrze. Na szczęście dobiegam do końca bez szwanku. Uufff :)
Ostatecznie przebiegam 7 km i 80 m w czasie 46:01. Spalam 915 kalorii - niezła zaliczka przed tłustym czwartkiem :P Po bieganiu samopoczucie wyborne, nie ma śladu po przedtreningowym kryzysie. Kolejny bieg zaliczony. Do startu pozostały 44 dni.
Mój łączny przebieg to ponad 789 km.
Ten pierwszy raz zawsze jest wyjątkowy (dotyczy także biegów), dlatego przygotuj się solidnie, a na pewno będzie dobrze
OdpowiedzUsuń