Była moc, był też deszcz
Była moc! Co prawda deszcz też był, ale moc była większa :) Cały dzisiejszy dzień to pogoda w kratkę - to deszcz, to słońce, to znów pochmurno. Nie inaczej było też podczas mojego biegu. Ale może od początku. Podział obowiązków domowych sprawił, iż na bieżnię jechałem kilka minut po godzinie 18:00. Wiem, dziwnie to brzmi, ale jakoś tak chwilowo mam fazę na bieżnię i aby się tam w miarę szybko dostać muszę skorzystać z auta. Wygoda? Lenistwo? Po trosze jedno i drugie ale chyba przede wszystkim czas, którego teraz każdy przecież ma tak niewiele :)
Na bieżni rozgrzewka i można ruszać. Przez pierwsze dwa kilometry niebo jest łaskawe i jest względnie. Niestety (albo może stety) kolejne kilometry pokonuję w towarzystwie dość obficie padającego deszczu. Ustępuję on dopiero mniej więcej po pokonaniu przeze mnie piątego kilometra. Tak na marginesie - bieganie w deszczu jest całkiem przyjemne, chociaż ma jeden zasadniczy minus jeśli się biega w okularach. Nie muszę chyba pisać jaki? :P Soczewki kontaktowe odpadają ze względu na zapalenie rogówki, z którym musiałem się jakiś czas temu zmagać. Podsumowując mój bieg z zalanymi oksami - zaliczam dziś 7 km i 610 m w czasie 45 min i 41 sek. Dodam, że moje średnie tempo wyniosło dziś równiutkie 6 min/km.
Generalnie dzisiejsze bieganie można podzielić na dwie fazy - intensywną i relaksacyjną. Pierwsza z nich to początkowe 5 km, które pokonuję w czasie 29:11. Druga to 2 km i 610 m, których pokonanie zajmuje mi około 16 min i 30 sek . Czemu tak? Bo była moc pozytywne nastawienie i ogromna chęć na bieganie :P
Łącznie przebiegłem ponad 846 km, a do łódzki bieg już za 24 dni :)
Na zakończenie dzisiejszego wpisu taki mały motywator ze stronki napieramy.pl z dedykacją dla Wszystkich odwiedzających mojego bloga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz