Piątkowo-niedzielnie
Zakończyłem 12 tydzień planu przygotowującego mnie do startu na 10 km. Tydzień ów był dość dziwny a to za sprawą zbuntowanej łydki. Niestety musiałem zmodyfikować plan tak, aby nie obciążać nogi i jednocześnie nie zrezygnować z biegania. Z satysfakcją muszę przyznać, że nawet mi się ta sztuka udała. Zaczęło się od tego, że środowy bieg skróciłem z 50 minut do 5 kilometrów ( o czym już informowałem :P). Piątek był dniem w którym plan przewidywał 30 minut i 4 przebieżki. Jadąc na bieżnie wiedziałem, że przebieżki sobie daruję. Nie chciałem ryzykować. Ostatecznie zaliczam 31 min i 11 sek biegu podczas którego pokonuję 5 km i 40 m. Średnie tempo zaskakująco szybkie zważywszy na moje problemy z łydką - 6:11 min/km. Kurcze, nie pędziłem, biegłem na pewno spokojnie bez niepotrzebnego kozaczenia a tu taka niespodzianka. Co najważniejsze, noga nie bolała! Potrzymałem jednak swoje postanowienie i po rozciąganiu opuściłem bieżnię. Byłem ciekaw, czy sobotni poranek okraszony będzie bolącą łydką. Nie był i nie mogłem się doczekać niedzielnego biegu.
Przepiękny, niedzielny poranek to idealny czas by pobiegać. Co prawda zmiana czasu sprawiła że z ogarnięciem się był trochę średnio, ale dałem radę i o 8:25 rozpocząłem kolejną biegową przygodę. 12 km przede mną, a nade mną piękne słońce i bezchmurne niebo. Noga nie boli więc można spokojnie biec do celu. Cel ów osiągam w czasie 1:16:02 ze średnim tempem 6:17 min/km. Znów wydaje się że szybko (oczywiście jak na mnie), ale serio, biegłem sobie spokojnie, bez napinki. Chyba taką taktykę muszę przyjmować na każdy swój bieg :) Aha, noga nie dokucza ;)
Dziś rozpoczynam przedostatni tydzień przygotowań do startu w Łodzi. Niesamowite jak czas przygotowań szybko zleciał. Za dwa tygodnie, w niedzielę stanę na starcie swojego pierwszego w życiu biegu. Na co liczę? Na przebiegnięcie dystansu i tym samym ukończenie biegu i rzecz jasna dobrą zabawę.
W minionym tygodniu przebiegłem 27 km i 870 m. Łącznie pokonałem już ponad 893 km :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz