Biegowy koniec tygodnia
Bieganie uzależnia i nie podlega to jakiejkolwiek dyskusji. Jak bowiem inaczej nazwać sytuację, w której patrząc na prognozę pogody zastanawiasz się jakie będą panować warunki na biegowym szlaku (w moim przypadku bieżni)? Jak inaczej nazwać sytuację, w której mając wolny dzień z zazdrością patrzysz na biegaczy mijanych gdzieś na ulicy? Właśnie takie odczucia od jakiegoś czasu mi towarzyszą. Już chyba minął mi ten drobny kryzys i znów odzyskałem biegową radość. Odkąd przestałem myśleć o przykręcaniu śruby i po prostu skupiam się na tym by każdy kolejny bieg był po prostu przyjemnym relaksem. Udaje się! Biegam sobie teraz wg. swojego planu, w czerwcu, o czym pewnie nie raz wspomniałem planuję sobie pobiec dla przyjemności w dwóch biegach i gra muzyka :).
Poprzedni tydzień zakończyłem dwoma biegami. Ten piątkowy był dość ciężki, mimo że krótki. Porywisty wiatr skutecznie utrudniał bieg, ale rzecz jasna nie na tyle, aby mnie złamać. Co to, to nie! Machnąłem sobie 3 km i dołożyłem 5 szybkich, 30-sekundowych przebieżek rozdzielonych 120 sekundowym marszem. Te przebieżki to naprawdę fajna sprawa. Inne tempo, inna dynamika biegu świetnie bieganie urozmaicają.
Niedziela, to tradycyjnie już bieganie o poranku. Mój cel - 6 km. Poranne słońce świetnie dogrzewa, przyroda budzi się do życia - coś pięknego. Na bieżni jestem sam i tak leci kółeczko za kółeczkiem. 6 km osiągam w 37 minut z hakiem. Jeszcze małe rozciąganie i można wracać do domu. Takie poranne, niedzielne bieganie świetnie nastraja i pobudza. Kawa w tym przypadku nie jest konieczna :)
Rozpoczynający się tydzień, z racji obowiązków zawodowych będzie dla mnie trochę zwariowany, ale nie oznacza to że od puszczę bieganie. Poprzestawiam troszkę dni i będzie dobrze :)
Łącznie przebiegłem 1016 km :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz