Dla Maćka i dla Niepodległej
Biegnij z nami dla Maćka. Pod takim hasłem Klub Biegaczy Spartakus zorganizował charytatywny bieg, z którego całkowity dochód przeznaczony był na leczenie Maćka Wiśniewskiego, młodego chłopaka zmagającego się z chorobą nowotworową. Inicjatywa nad wyraz szlachetna i godna uwagi, dlatego bardzo mocno rozważałem w niej swój udział. Nie do końca byłem pewnien, czy uda mi się w owym biegu wystartować, bowiem tego dnia musiałem iść po południu do pracy i zachodziła obawa, czy najzwyczajniej w świecie zdążę. Kurcze, odpuścić taką fajną imprezę? Nie ma opcji, wszystko przecież da się pogodzić!
Kilkanaście minut po godz. 13:00 wskakuję w "dresiwo" i śmigam do biura zawodów, które miesiciło się w jednym z bełchatowskich klubów fitness. Na szczęscie daleko nie miałem i po kilku minutach wypełniam zgłoszenie. W klubie spotykam znajomego i po krótkiej rozmowie wspólnie udajemy się na start, który zlokalizowany był przy dworku Olszewskich. Główny bieg poprzedził "Bieg Krasnali". Jak zwykle mnóstwo dzieciaków i szał radości. Moja "krasnalka" co prawda nie startowała, ale obiecała mi, że następnego biegu nie odpuści :) Osiem minut po godzinie 14:00 rusza bieg główny. Trasa wytyczona jest w parku przy dworku a jedno kółko liczy niecały kilometr. Początkowo planowałem przebiec trzy kółeczka, ale znajomy z którym miałem przyjemność biec (dzięki Tomek!) namówił mnie na pięć okrążeń ;) Biegnie spora grupa osób, wszyscy w jednym tylko celu - pomóc Maćkowi. Jest mokro i deszczowo, ale nikomu to nie przeszkadza. Niektórzy mają nawet frajdę z taplania się błotku i kałużach :) 5 kółek mija ekspresowo, aż żal kończyć. Na mecie zamieniam jeszcze kilka słów z Eweliną z Keep Dreams Close (pozdrowienia!), żegnam się z Tomkiem i biegiem (a jakże) lecę do domu. Praca czeka! Podsumowując, było mokro, błotniście i ... zajebiście!
Kilkanaście minut po godz. 13:00 wskakuję w "dresiwo" i śmigam do biura zawodów, które miesiciło się w jednym z bełchatowskich klubów fitness. Na szczęscie daleko nie miałem i po kilku minutach wypełniam zgłoszenie. W klubie spotykam znajomego i po krótkiej rozmowie wspólnie udajemy się na start, który zlokalizowany był przy dworku Olszewskich. Główny bieg poprzedził "Bieg Krasnali". Jak zwykle mnóstwo dzieciaków i szał radości. Moja "krasnalka" co prawda nie startowała, ale obiecała mi, że następnego biegu nie odpuści :) Osiem minut po godzinie 14:00 rusza bieg główny. Trasa wytyczona jest w parku przy dworku a jedno kółko liczy niecały kilometr. Początkowo planowałem przebiec trzy kółeczka, ale znajomy z którym miałem przyjemność biec (dzięki Tomek!) namówił mnie na pięć okrążeń ;) Biegnie spora grupa osób, wszyscy w jednym tylko celu - pomóc Maćkowi. Jest mokro i deszczowo, ale nikomu to nie przeszkadza. Niektórzy mają nawet frajdę z taplania się błotku i kałużach :) 5 kółek mija ekspresowo, aż żal kończyć. Na mecie zamieniam jeszcze kilka słów z Eweliną z Keep Dreams Close (pozdrowienia!), żegnam się z Tomkiem i biegiem (a jakże) lecę do domu. Praca czeka! Podsumowując, było mokro, błotniście i ... zajebiście!
11 listopada to data dla wszystkich Polaków wyjątkowa. 96 lat temu Polska odzyskała NIEPODLEGŁOŚĆ. Jak ważny jest (powinien być) to dzień dla wszystkich Polaków, nie trzeba chyba mówić i pisać. W całym kraju odbyły się przeróżne uroczystkośći upamiętniające to niezwykle istotne wydarzenia. W Warszawie, Gdyni, Łodzi, Pajęcznie i wielu innych miastach odbyły się biegi niepodległościowe. Jako, że w żadnym z nich nie wziąłem udziału to chciałem jednak biegowo niepodległość uczcić. Wymyśliłem sobię więc, że przebiegnę 11 km na 11 listopada. Taki mój mały, osobisty bieg niepodległości. Szkoda, że "Mundek" nie dostosował się do rangi tego dnia. Pierwszy kilometr (o czym przekonałem się po zakończeniu biegu, bo telefon ustawiłem sobie na tryb cichy) pokazał mi w cały świat. Według tego "złośliwca" biegłem przez bloki, domki jednorodzinne i działki, do tego trasą daleko odbiegającą od tej prawdziwej. Cóż, nowoczesne technologie...
Oprócz dwóch powyższych biegów zaliczyłem dwa biegi po 6 km i jeden blisko godzinny spacer ulicami miasta. Do "piętnastki" coraz bliżej i nie ukrywam, doczekać się nie mogę. Stresik jest, ale taki pozytywny.
Jak dotąd, mój łączny przebieg wynosi 1394 km :)
Biegi charytatywne zawsze dają jakiegoś takiego większego kopa. W okolicy linii mety Maratonu Lubelskiego poustawiane były bieżnie. Każdy mógł podejść i pobiegać, a za każdy przebiegnięty kilometr PZU płaciło na cele charytatywne. Obiecałem sobie, że jak przekroczę linie mety maratonu to jeszcze dodatkowo zrobię przynajmniej z kilometr na bieżni. Niestety zabrakło sił.
OdpowiedzUsuńMasz więc kolejny cel przed sobą :) Ale faktycznie, coś w tym jest że takie właśnie bieganie niesamowicie uskrzydla
Usuń