Zelowski Szus o Czółenko
Nadeszła wiosna a to oznacza że sezon biegowy zaczyna nabierać rumieńców. Z każdym tygodniem w różnych miejscach w kraju odbywać się będą rozmaite biegi na wielu dystansach. W zeszłym tygodniu miałem przyjemność wystartować w III Zelowskim Szusie o Czółenko – bardzo sympatycznym biegu na 10 km.
Organizatorzy przed imprezą pisali, że ich bieg to prawdopodobnie najszybsza dyszka w województwie łódzkim. Może i faktycznie tak jest ale wydaje mi się że powracająca zima pokrzyżowała nieco te szybkościowe plany. Na trasie miejscami było sporo lodu i śniegu. Oczywiście były też miejsca pozbawione tych „darów" i wtedy biegło się naprawdę zacnie.
Na starcie ponad 200 biegaczy którzy około godziny 12:00 ruszają do rywalizacji. Jest w miarę luźno i od samego początku biegnie się całkiem swobodnie. Jako że była to moja pierwsza tegoroczna dyszka, postanowiłem, że spróbuję ją przebiec w tempie ok. 5:30 min/km. Wydawało mi się że będzie to optymalne tempo dla mnie na ten moment. Na początku biegu była duża chęć by pognać szybciej, jednak w głowie siedziała myśl że to dopiero początek i siły przydadzą się na później. Faktycznie przydały się… zwłaszcza na pewnym odcinku.
Od samego początku biegło mi się bardzo dobrze, równo i bez napinki. Co jakiś czas spoglądałem na zegarek by skontrolować tempo. Takie „nadzorowane” bieganie bardzo pomaga, zwłaszcza jeśli chcemy zrealizować założony wcześniej plan. Skłamałbym jednak, gdybym napisał że wszystko szło jak z płatka. Był na trasie fragment, który dał mi się mocno we znaki. Nie dość że leżało tam sporo śniegu i lodu to jeszcze dmuchało niemiłosiernie. Dobrze że nie podpaliłem się na początku, bo byłoby słabo.
Po kilkudziesięciu minutach wbiegam na metę, odbieram pamiątkowy medal, oddaję chipa i generalnie próbuję się jakoś ogarnąć. Trochę jestem oszołomiony bo czuję że bieg mi wyszedł bardzo dobrze. Kilka chwil później otrzymuję sms z wynikiem – 54:13 netto (54:30 brutto). Oznacza to, że poprawiłem swój rekord życiowy o ponad 4 minuty! Niesamowita sprawa. Pierwszy start na dychę po prawie dwóch latach i taki wynik, ależ jestem zadowolony!
Zelowski Szus o Czółenko był moim pierwszym tegorocznym startem na 10 km i zarazem ostatnim przed debiutem w półmaratonie. Po trosze była to więc swoista próba generalna przed kwietniem (na tyle ile rzecz jasna w takich warunkach się dało) i śmiem twierdzić, że wyszła całkiem nieźle. Oczywiście mam świadomość, że półmaraton to nie dycha i czeka mnie znacznie większy wysiłek. Wiem jednak że będzie dobrze i wkrótce dołączę do grona półmaratończyków :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz