4/5 - Bieg Lechitów - Blisko, coraz bliżej...

Jesienne starty wjechały na pełnej. Biegowa mapa naszego kraju wypełniona jest każdego weekendu na maksa, ale mnie najbardziej w tym roku interesują przede wszystkim imprezy z cyklu “Korona Polskich Półmaratonów”. Pierwszy po wakacjach “koroniarski” półmaraton odbył się w Pile i mimo że gdzieś po głowie przemknęła myśl, żeby tam wystartować, to ostatecznie postawiłem na Gniezno i tamtejszy Bieg Lechitów.

Do pierwszej stolicy Polski udaję się wspólnie z moimi dziewczynami w sobotnie popopołudnie 14 dnia września. Pogoda co prawda nie rozpieszczała, ale podróż mija nam dość szybko i bez przygód.  Od razu po przyjeździe do Gniezna jedziemy odebrać pakiet startowy, by resztę dnia mieć już tylko na przedstartowy chill. Po małych perturbacjach związanych poszukiwaniem biura zawodów,  szczęśliwie docieramy na miejsce. Tam wszystko zorganizowane wzorowo, więc pakiet odbieram w momencie i tak naprawdę wszystko gotowe do niedzielnego startu.  Aaach, oczywiście nie obyło się bez tradycyjnej sesji foto z numerem. Po załatwieniu wszystkiego, śmigamy do naszej bazy. Popołudnie i wieczór spędzamy luźno i na totalnym relaksie. Jeszcze tylko makaronowa kolacja i można kłaść się spać.

Niedzielny poranek powitał deszczem i porywistym wiatrem. Jako że start Biegu Lechitów zlokalizowany był w oddalonym o kilkanascie kilometrow od Gniezna Ostrowie Lednickim, organizatorzy zapewnili chętnym przejazd autobusami komunikacji miejskiej na miejsce startu. Niezastąpiona Aga podwiozła mnie na miejsce zbiórki i wspólnie z pozostałymi biegaczami oczekiwaliśmy na autobus. Jako że chętnych było sporo a pojazdy nie są z gumy, chwilkę trzeba było na swoją kolej poczekać, co w taką pogodę był niezłym wyzwaniem. No ale trzeba oddać, że wszystko było zorganizowane mega profesjonalnie. Ba, był nawet człowiek z zakładu komunikacji, który dbał o to, by cały proces przebiegał bez problemów. Brawo! Po kilkunastu minutach jazdy, docieramy do Ostrowa Lednickiego a tam…. Armagedon - wiatr, deszcz, większy wiatr, większy deszcz…. Szok. A do startu jeszcze długa chwila. Szczęśliwie na kilkanaście minut znalazłem wspólnie z kilkudziesięcioma biegaczami schronienie w  kasie muzeum. Na 30 minut przed startem, ruszam swoje cztery litery i zaczynam rozgrzewkę.  Kilka chwil przed godziną 11:00 idę na start. Wymyśliłem sobie, że ustawię się przy zajączkach na 2:15. Czemu akurat tu?  Po pierwsze nie wiedziałem za bardzo jak z moją formą po wakacjach, a po drugie wydawało mi się, że te 2:15 to będzie idealny czas dla mnie.  W końcu wybija godz 11:00 i ruszamy. Start, jak to zwykle start, jest trochę ciasno, ale nie ma tragedii. Humor dopisuje, wszystko idzie dobrze. Nogi niosą do szybszego tempa, ale tym razem zwycięża głowa - trzymam się zajęcy. W okolicach 4 kilometra zaczyna mocno lać. O wietrze nawet nie wspominam, bo towarzyszył nam cały czas. Nie ma jednak co narzekać, ciśniemy dalej, Cóż można więcej powiedzieć - mimo średnich warunków biegło się fantastycznie - tempo spokojne, bez szaleństw i zrywów. W ogóle trasa była świetna - chyba jedna z fajniejszych po jakich biegłem. Od ok. 12 kilometra zaczynam się delikatnie odrywać od mojej grupy. Nie żebym jakoś zbytnio przyspieszył. Tak po prostu wyszło. Miałem co prawda plan by się zerwać grupie, ale dopiero w okolicach 17 kilometra. Stało się jednak inaczej. Gdy na horyzoncie pojawiły się dwie wieże gnieźnieńskiej katedry, stało się jasne, że bieg ma się powoli ku końcowi. Nie od razu, ale już bliżej jak dalej. Ostatnie kilometry biegły po szerokiej, długiej i gładziutkiej drodze. Komfortowo na maksa. No i w końcu ostatni kilometr - odcinek w którym wyłącza się myślenie, a w głowie jest tylko jedno słowo - meta. Docieram do niej równo po 2 godzinach i 13 minutach od startu - najgorzej w historii moich startów półmaratońskich, ale tak po prawdzie nie to było najważniejsze. Wróciłem na półmaratońskie trasy, ogarnąłem 80% Korony Polskich Półmaratonów i jestem z tego mega dumny. Nikt i nic mi tego nie odbierze. Bieg Lechitów kończę szczęśliwy z przepięknym medalem na szyi. Sam bieg uważam za jeden z najlepszych jeśli nie najlepszy ze wszystkich w których brałem udział. Absolutna topka! Kto wie, może w przyszłym roku powtórka? 

Już niebawem ostatni etap mojej drogi ku koronie - 29 września biegnę Garmin Półmaraton Gdańsk. Trzymajcie kciuki. 


FotoMaraton.pl

FotoMaraton.pl

FotoMaraton.pl

2 komentarze:

Copyright © 2014 Seba Biega , Blogger